Obserwatorzy

środa, 14 listopada 2012

Teatrzyk Szczurzy ogon . Przedstawia...




Był raz szczurek z urodzenia, aktor z powołania.
Stadko kotów zawsze wieczorem siadało przed klatką ze szczurem aby obejrzeć kolejne jego przedstawienie. Na początku, szczur gdy zobaczył pierwszy raz widownię struchlał ze strachu. Jednak po kilku dniach oswoił się ze swoją publicznością. Koty tez przestały próbować, wydostać go ze środka klatki aby go skonsumować, lub zabawić się z nim na śmierć. Szczur zrozumiał, że nic mu nie grozi i zaczął popisy, a to biegał jak oszalały po wybiegu, wspinał się po prętach klatki. Nawet rozmawiał z co ciekawszymi kotami. Coś tam do niego mruczały a on czasami łapką je po nosach drapał. Trwało to zawsze od 18 do 20. Wcześniej koty nie były zainteresowane, gdyż biegały po świecie, po 20 zaś szczur kładł się spać w swoim małym domku. Pewnego jednak dnia. Koty znalazły szczurka martwego na środku wybiegu. Miauczały żałośnie. Pani domu przyszła i rozpłakała się.
        Taki szczurek kochany. Serduszko nie wytrzymało…
Na to wszystko wszedł jej mąż popatrzył i powiedział – Publiczność była zbyt wymagająca…
Koty jeszcze długo przychodziły pod pustą klatkę i patrzyły znacząco na swoich państwa.

Stadko kotów zawsze wieczorem siadało przed klatką ze szczurem aby obejrzeć kolejne jego przedstawienie. Na początku, szczur gdy zobaczył pierwszy raz widownię struchlał ze strachu. Jednak po kilku dniach oswoił się ze swoją publicznością. Koty tez przestały próbować, wydostać go ze środka klatki aby go skonsumować, lub zabawić się z nim na śmierć. Szczur zrozumiał, że nic mu nie grozi i zaczął popisy, a to biegał jak oszalały po wybiegu, wspinał się po prętach klatki. Nawet rozmawiał z co ciekawszymi kotami. Coś tam do niego mruczały a on czasami łapką je po nosach drapał. Trwało to zawsze od 18 do 20. Wcześniej koty nie były zainteresowane, gdyż biegały po świecie, po 20 zaś szczur kładł się spać w swoim małym domku. Pewnego jednak dnia. Koty znalazły szczurka martwego na środku wybiegu. Miauczały żałośnie. Pani domu przyszła i rozpłakała się.
        Taki szczurek kochany. Serduszko nie wytrzymało…
Na to wszystko wszedł jej mąż popatrzył i powiedział – Publiczność była zbyt wymagająca…
Koty jeszcze długo przychodziły pod pustą klatkę i patrzyły znacząco na swoich państwa.

Śmierć i życie

Czasem trzeba odejść. Nie odwracaj się. Podążaj ku nowemu życiu. Oby było  jaśniejsze, pełniejsze i szczęśliwsze. Zostawiasz pamięć szczęśliwych chwil. Dziękuję, że byłeś.

Zdjęcie przedstawia anonimowego kota, jednak ma w sobie to coś co chciałem przekazać.

poniedziałek, 12 listopada 2012

Bysia

skreślę kilka słów ku pamięci niezwykłej kocicy, która była szefową stada po śmierci Tygrysa jest brata z miotu zwanego Księciem Timbuktu, Jednookim nad i pod główno dowodzącym. Jednak o nim innym razem. Bysia jak pieszczotliwie nazywaliśmy Benę Frapenę vel Sadlakową zapamiętaliśmy z powodu jej niebywałej oryginalności, czułości i ludzkiej wręcz inteligencji.


Jak widać, lubiła dobrze zjeść i zawsze potrafiła sobie  jedzonklo zorganizować, chociaż nigdy go w domu nie brakowało. Ba, ona organizowała żarcie nie tylko dla siebie, innych kociąt ale i dla nas. Nie raz przychodziłem z pracy i zamiast  jak to normalne koty robią na podłodze ścieląć zdobyć w postaci myszy czy kretów, Bysia przynosiła kiełbasy, kotlety od sąsiadów. Pewnego razu przytargała piękny sznur  serdelek jeszcze parujących. Nieswtety pojawiła się też sąsiadka  i trzeba było oddać. Gdy Bena czuła, że kochanego ciałą za dużo, to wtedy uprafiała fitnes w postaci energicznych skoków, tańców i swawoli wszelakich trwało to góra trzy dni. Potem dochodziłą do wniosku, że tłuszcz nie utrudnia jej oddychania i może znowuy rozkoszować się urokami podniebienia. Nie raz słyszałem złorzeczenia - Byśka ty wredny... jak cię ki...a dopadnę... Wiedziałem, że umkła z jakimś smnakowitym kąskiem w pyszczku. Po śmierdzi Tygrysa objęła opiekę nad staden 12 kotów. Byłas silna i zdecydowana, waliła po pyskach aż kłaki fruwały. zaden kot i kocór nie podważął jej opinii w danej kwestii. Robiła to co musiała, niew była z tym najszczęśliwsza. Gdy opiekę sprawował Tygrys to jakoś szczęśliwsza wydawała się być. Nie była  szefową z urodzenia, raczej z konieczności. Lubiła samotne wypady, w czasie szefowania musiała to ograniczyć i nudziło ją to, czemu dawała wyraz. Była pieszczochą jednak ufała tylko wybranmym członkom rodziny, i to nie wszystkim. Wobec obcych była nieufna, jednak nie pozwalała sobie na agresję wobec nich. Tygrys bowiem jak się mu ktoś nie podobał to zachodził od tyłu , wskakiwał na plecy i orał pazurami szyję i ramiona. Taki był wojownik. Jego ocena ludzi zawsze była prawdzsiwa i rzetelna. Ludzki charakter i skłonności nie miały przed nim tajemnic. Dla Byśki te sprawy były mniej ważne. Wolała wędrówki . Kiedy z jednej z takich wędrówek przyszła z brzuchem to nie byłem najszczęśliwszy. Tłukę  pewnego dnia kotlety schabowe , paqtrzę a Byśka siadłą mi koło nogi rozkraczona i - Mrau!
- Co jest!
- No co kurwa głupio pytasz. Rodzić będę - i patrzy mi w oczy. Podrapałem się po głowie i krzyczę do żony aby przygotowała miskę z gorącą wodą, ręczniki. Sam zaś naszykowałem duży kojec z białą pościelą. Czytałem, żę kocice w takich chwilach szukają ustronnego miejsca i rodzą w samotności. Ja mam odmienne doświadczenia. Wszystkie moje kocice rodziły na moich rękach. Zawsze oczekiwały pomocy i wsparcia.

sobota, 10 listopada 2012

Mort

Na rękach mam biało czarnego kotka. Dałem mu imię Mort - znaczy azteckii zombii. Patrzy mi w oczy i...
- Bedziesz się mną opiekował?
-Tak.
- Długo.
- Jak długo?
- Tyle ile zechcesz.
- Wieczność?
- Nie. Tak długo nie pożyję.
- Może to ja, będę twoim ostatnim kotem?
- Kto wie... w końcu mam swoje lata.
- Mrrrp. Nie martw się. Będę tak długo aż zamkniesz oczy.
- Będzie mi miło mieć takiego pięknego towarzysza podróży.
- Każda podróż dobiega końca.
- To prawda.
- Co dobrego jest w podróży?
- Ona sama mój mały. Zwłaszcza zaś to co w jej trakcie zobaczysz, doświadczysz i przeżyjesz.
- Czego się boisz?
- Tylko jednednej, a właściwie dwóch rzeczy. Bólu i bezsilności.
- Powiedz mi. Warto żyć?
- O tak. Jednak samemu trzeba to odkryć. To co dobre dla mnie, nie musi być dobre dla ciebie mój Mortku.
- Lubisz mleko?
- Bardzo.
- To tak jak ja. A mięso?
- Też, sam wiesz, że robię z mięs różne przysmaki.
- Mruuu łopatka była wyśmienita. Nie różnimy się za wiele. Czy ty na pewno nie jesteś kotem?
- Czasami mam wrażenie, że nim jestem. Zwłaszcza jak widzę piękne kotki. Lubię się wylegiwać i spokój, cenię spokój.
- To tak jak ja. Gdzie mój tata?
- Biega po polu. Wróci na kolację. Opowie nam pewnie swoje nowe przygody.
- Kim dla ciebie jestem?
- Kimś bardzo ważnym. Gdy wracam i widzę jak TY, twoi rodzice, ciotki i wujowie biegną do mnie...To uśmiecham się i czuję wzruszenie. Nadajecie sens memu życiu. Dajecie mi tak wiele, w zamian potrzebujecie zaś tak mało.
Mort spojrzał mi w oczy , w złocistych oczach widziałem smutek .
- To nie ja jestem smutny, ten smutek jest w tobie.
- Wiem. To smutek minionych błędów, to smutek rozstań, to żal po tych co odeszli, im jestem starszy, tym lista dłuższa... Któregoś dnia i ja dołączę do nich i zniknę w oddali.
- Będę o tobie pamiętał.
- Mam nadzieję.
- Przyjdę na miejsce gdzie rozsypią twoje prochy.
- Dziękuję - wzruszenie scisnęło mi gardło. Tuliłem kotka, mruczał łagodnie.

Zazdrość kota

Moim ulubieńcem ze stadka kotów jakie mam, jest czarny  Bębulec Jebulec.   Idąc z zakupów, około 3 lata temu zobaczyłem pod murem kościelnym małą czarną kulkę, to było jeden kilometr od domu. Myślałem, że to któryś z moich kotów tu zawędrował. zawołałem, ale łebek który się uniósł, nie był mi znany. To był obcy młody 2 miesięczny kotek. Patrzył na mnie zaciekawiony. Rozłożyłęm szeroko ręce...
i powiedziałem - Chodź do mnie! Kocię wstało i zaczęło biec, kucnąłem a ono wskoczyło mi na ręce. I tak stałem się szczęśliwym niewolnmikiem cudownego czarnego kocięcia. Jadł tyle, że bęben mało mu nie pękł, wiec dostał takie miano od bębna, czyli Bębulec. Tak się zastanawiam, czy to ja jego wybrałem, czy on mnie? To bardziej pies jak kot. Gdy go wypuszczam na dwór to zrobi swoje czyli wielki patrol terenu. Poznosi trofea albo i nie. Gdy na wieczór zawołam, to wystarczy poczekać kilka minut aby zobaczyć jak gna do domu. Wielki czarny cień, długimi susami mknący po trawie, między krzewami. Siada przy nogach i czeka aby go na ręce brać. Tuli się wtedy i mruczy, opowiada coś. Siadam z nim na krześle, wtedy obraca się brzuchem do góry i łapkami się trzyma swetra i patrzy mi w oczy. Mruczy i powarkuje. Doskonale wie kiedy mam jego ulubione przysmaki, takie jak pierś z kurczaka. Ma bardzo wyraźną mimikę pyszczka , doskonale przekazuje swoje emocje i pragnienia. Niedawno wzbogaciłem się o Morta, biało czarne kocię które trochę choruje. Nieopatrznie trzymałem go na rękach i karmiłem piersią z kurczaka gdy zobaczył to Bębulec. W oczach było zdumienie. Ogon zrobił wielki znak zapytania, zaś postawa ciała przekazała mi jasny komunikat - ZDRAJCA!!! Pognał do drzwi wyjściowych, zbiegł na dwór i miał gdzieś wołania i prośby o powrót do domu. Jak już była noc zawołałem go. Przyswzedł, nawet na mnie nie patrzył. - Przyszedłeś jednak - powiedziałem. spojrzał - Weź nawet nic nie mów...- odparł. Dałem mu jeść. Poszedłem coś pisać. Czuję, że coś zadudniło, tak usiadł na krześle obok mnie. Zaczął się czyścić, wylizywać futerko i tylko oczami strzelał w moją stronę. Uśmiechnąłem się w duchu i przytuliłem go. W oczach jego ujrzałem czułość. Przestał się dąsać. Połozył mi się na kolanach a ja zacząłem go drapać i głaskać, powiedziałem mu, że jest moim ukochanym, najważniejszym kotem i nie ma żadnego powodu aby się miał obawiać o swoje miejsce w moim sercu. Jednak o inne też dbać i okazywać wobec nich zainteresowanie i czułość, skoro są już pod moim dachem. - Dobra, dobra, nie nudź już...- powiedział.