Obserwatorzy

sobota, 10 listopada 2012

Zazdrość kota

Moim ulubieńcem ze stadka kotów jakie mam, jest czarny  Bębulec Jebulec.   Idąc z zakupów, około 3 lata temu zobaczyłem pod murem kościelnym małą czarną kulkę, to było jeden kilometr od domu. Myślałem, że to któryś z moich kotów tu zawędrował. zawołałem, ale łebek który się uniósł, nie był mi znany. To był obcy młody 2 miesięczny kotek. Patrzył na mnie zaciekawiony. Rozłożyłęm szeroko ręce...
i powiedziałem - Chodź do mnie! Kocię wstało i zaczęło biec, kucnąłem a ono wskoczyło mi na ręce. I tak stałem się szczęśliwym niewolnmikiem cudownego czarnego kocięcia. Jadł tyle, że bęben mało mu nie pękł, wiec dostał takie miano od bębna, czyli Bębulec. Tak się zastanawiam, czy to ja jego wybrałem, czy on mnie? To bardziej pies jak kot. Gdy go wypuszczam na dwór to zrobi swoje czyli wielki patrol terenu. Poznosi trofea albo i nie. Gdy na wieczór zawołam, to wystarczy poczekać kilka minut aby zobaczyć jak gna do domu. Wielki czarny cień, długimi susami mknący po trawie, między krzewami. Siada przy nogach i czeka aby go na ręce brać. Tuli się wtedy i mruczy, opowiada coś. Siadam z nim na krześle, wtedy obraca się brzuchem do góry i łapkami się trzyma swetra i patrzy mi w oczy. Mruczy i powarkuje. Doskonale wie kiedy mam jego ulubione przysmaki, takie jak pierś z kurczaka. Ma bardzo wyraźną mimikę pyszczka , doskonale przekazuje swoje emocje i pragnienia. Niedawno wzbogaciłem się o Morta, biało czarne kocię które trochę choruje. Nieopatrznie trzymałem go na rękach i karmiłem piersią z kurczaka gdy zobaczył to Bębulec. W oczach było zdumienie. Ogon zrobił wielki znak zapytania, zaś postawa ciała przekazała mi jasny komunikat - ZDRAJCA!!! Pognał do drzwi wyjściowych, zbiegł na dwór i miał gdzieś wołania i prośby o powrót do domu. Jak już była noc zawołałem go. Przyswzedł, nawet na mnie nie patrzył. - Przyszedłeś jednak - powiedziałem. spojrzał - Weź nawet nic nie mów...- odparł. Dałem mu jeść. Poszedłem coś pisać. Czuję, że coś zadudniło, tak usiadł na krześle obok mnie. Zaczął się czyścić, wylizywać futerko i tylko oczami strzelał w moją stronę. Uśmiechnąłem się w duchu i przytuliłem go. W oczach jego ujrzałem czułość. Przestał się dąsać. Połozył mi się na kolanach a ja zacząłem go drapać i głaskać, powiedziałem mu, że jest moim ukochanym, najważniejszym kotem i nie ma żadnego powodu aby się miał obawiać o swoje miejsce w moim sercu. Jednak o inne też dbać i okazywać wobec nich zainteresowanie i czułość, skoro są już pod moim dachem. - Dobra, dobra, nie nudź już...- powiedział.

5 komentarzy:

  1. Witaj w blogowej rodzinie, zwlaszcza w jej kociej czesci.

    OdpowiedzUsuń
  2. Dziękuję za wprowadzenie w jego obręb.

    OdpowiedzUsuń
  3. :))... Też mam takiego "bębólca", a bęben dostaje właśnie po drobiowym mięsie. Od roku prawie zupełnie (nie licząc surowizny) wykluczyliśmy drobiową karmę i jest zdecydowanie mniej nabębniony... (nie licząc tych dni, kiedy dostają z Urwisem skrawki piersi z kurczaka).

    OdpowiedzUsuń